top of page

To staÅ‚o siÄ™ w uÅ‚amku sekundy. W żyÅ‚ach mÅ‚odzieÅ„ca nadal buzowaÅ‚a krew. PoczuÅ‚ znajome mrowienie w palcach, które tym razem stopniowo ogarniaÅ‚o caÅ‚e ciaÅ‚o. WiedziaÅ‚ co siÄ™ za chwilÄ™ stanie. Jednak po raz pierwszy zachowaÅ‚ niesamowitÄ… klarowność umysÅ‚u. Ogarnęła go euforia, bÅ‚yskawicznie przeradzajÄ…c siÄ™ w furiÄ™. ByÅ‚ pijany wÅ‚asnÄ… mocÄ…, o której istnieniu dotÄ…d nie miaÅ‚ pojÄ™cia, choć teraz leniwie przepÅ‚ywaÅ‚a przez jego żyÅ‚y, promieniowaÅ‚a przez skórÄ™, tworzÄ…c na niej maleÅ„kie, peÅ‚zajÄ…ce krwistoczerwone pÅ‚omienie. WystarczyÅ‚o jej tylko użyć, by zniszczyć otaczajÄ…cych go wrogów. Czymże byÅ‚a ich broÅ„, skoro w jednej chwili mogÅ‚a siÄ™ przemienić w pyÅ‚, podobnie jak ich wÄ…tÅ‚e, nic nieznaczÄ…ce ciaÅ‚a?
Drasan staÅ‚ przez chwilÄ™ nieruchomy niczym posÄ…g boga Å›mierci, przyobleczony w Å›wietlistÄ… aureole pÅ‚omieni. CzuÅ‚ siÄ™ silniejszy niż kiedykolwiek przedtem. Najpotężniejszy z wszystkich żywioÅ‚ów, byÅ‚ teraz na jego rozkazy. I wtedy staÅ‚o siÄ™ to przed czym wielokrotnie ostrzegaÅ‚ go mistrz Ashkan, a nad czym już zupeÅ‚nie nie panowaÅ‚. Energia ognia zawÅ‚adnęła jego ciaÅ‚em.
W okamgnieniu pÅ‚omienie buchnęły wokóÅ‚ niego, tworzÄ…c tarcze, żywÄ… i jakby obdarzona wÅ‚asnÄ… Å›wiadomoÅ›ciÄ…, napÄ™dzanÄ… jego
gniewem i żywiącą się nim.

Zaczęło siÄ™ od nagÅ‚ego wybuchu, który utworzyÅ‚ wokóÅ‚ Drasana krÄ…g spopielonej trawy. OgieÅ„, niczym wypuszczona z klatki dzika bestia, rzuciÅ‚ siÄ™ na jego przeciwników. Powietrze wokóÅ‚ falowaÅ‚o od żaru, a potężny ryk niemal zagÅ‚uszaÅ‚ nieludzkie wycie palÄ…cych siÄ™ żywcem ludzi.
Jednak wszystko ma swój kres, również moce Drasana. CzuÅ‚ jak wypalajÄ… siÄ™ jego siÅ‚y, jakby huczÄ…cy wokóÅ‚ żywioÅ‚ zabraÅ‚ mu caÅ‚Ä… energiÄ™. PadÅ‚ na kolana. WiedziaÅ‚, że kona, a ogieÅ„ powoli aczkolwiek nieuchronnie wysysa z niego życie. PociemniaÅ‚o mu przed oczami. ZrozumiaÅ‚, że musi to przerwać, bo inaczej umrze pochÅ‚oniÄ™ty przez nieposkromiony żywioÅ‚.
I wtedy, w momencie nieuchronnej agonii, spłynęło na niego zrozumienie. Uwolnił dar, pozwolił, aby moc go opuściła. Zrobił to instynktownie, ledwo zdając sobie z tego sprawę.


W jednej chwili byÅ‚ bogiem obdarzonym niszczycielskÄ… silÄ…, by zaraz potem stać siÄ™ kruchym Å›miertelnikiem niezdolnym choćby do tego, by podnieść siÄ™ z klÄ™czek. Nie wiedziaÅ‚, co to oznacza i wolaÅ‚ tego nie wiedzieć. Ta niewiedza byÅ‚a niczym ciepÅ‚y i bezpieczny azyl, do którego powoli niczym rak, wycofywaÅ‚a siÄ™ jego gasnÄ…ca Å›wiadomość. ZmysÅ‚y z wolna wracaÅ‚y do równowagi. Powoli docieraÅ‚o do niego, że to, co zrobiÅ‚ może mieć dla niego katastrofalne konsekwencje. Gdy tak klÄ™czaÅ‚ poÅ›rodku wypalonego do goÅ‚ej ziemi krÄ™gu, otoczony przez cuchnÄ…cy dym i odrażajÄ…cy swÄ…d przypalonego miÄ™sa, zrozumiaÅ‚, że popeÅ‚niÅ‚ bÅ‚Ä…d. Ci ludzie byli tylko zachÄ™tÄ…, by użyÅ‚ swojego daru. To on miaÅ‚ go ostatecznie
zmusić do kapitulacji i udaÅ‚o siÄ™. WszÄ™dzie wokóÅ‚ widniaÅ‚o Å›wiadectwo destrukcyjnej mocy, którÄ… uwolniÅ‚.

KÄ…tem oka dostrzegÅ‚, jak przez dymiÄ…ce zgliszcza jedzie dwóch jeźdźców. Jedynymi z ocalaÅ‚ych byli Ulrica w towarzystwie tajemniczego dowódcy oddziaÅ‚ów Gaenora. Najemniczka ostatecznie straciÅ‚a zimnÄ… krew.
– MówiÅ‚eÅ›, że ten gnojek jest nieszkodliwy! Podobno, nie potrafi siÄ™ posÅ‚ugiwać swoim darem! – wrzasnęła, wskazujÄ…c na dymiÄ…ce pobojowisko.
– Widocznie potrafi o wiele wiÄ™cej niż siÄ™ spodziewamy – odrzekÅ‚ ze stoickim spokojem jej towarzysz.
– O wiele wiÄ™cej?! – powtórzyÅ‚a jak echo rozwÅ›cieczona. – To jakiÅ› przeklÄ™ty wybryk natury!
Mężczyzna popatrzył na nią rozbawiony.
– Teraz za to jest unieszkodliwiony – stwierdziÅ‚, wskazujÄ…c na klÄ™czÄ…cego Drasana.
– Chrzanić to – warknęła najemniczka, po czy dodaÅ‚a zimnym gÅ‚osem. – JeÅ›li mi natychmiast nie zapÅ‚acisz, to poderżnÄ™ gówniarzowi gardÅ‚o i zabawa siÄ™ skoÅ„czy.

Mężczyzna zaśmiał się nieprzyjemnie i odrzekł:
– Tylko spróbuj siÄ™ do niego zbliżyć, ty najemna zdziro, a wyrwÄ™ ci serce i jeszcze bijÄ…ce wepchnÄ™ do gardÅ‚a.
Ulrica zamarÅ‚a. Mimo że mówiÅ‚ to z takim spokojem, nie mogÅ‚a nie dostrzec bÅ‚ysku w jego oku. To byÅ‚a groźba, którÄ… należaÅ‚o traktować serio.


Mężczyzna podjechał do młodzieńca i spojrzał na niego z wysokości końskiego grzbietu.
– WspaniaÅ‚e przedstawienie. Ale zdaje siÄ™, że w koÅ„cu i tak przegraÅ‚eÅ› – stwierdziÅ‚ chÅ‚odno.
Drasan uniósÅ‚ gÅ‚owÄ™ i spojrzaÅ‚ w kierunku, z którego dobiegaÅ‚ ten gÅ‚os – wciąż widziaÅ‚ jak przez mgÅ‚Ä™.
– Nie wy mnie pokonaliÅ›cie – rzekÅ‚ silÄ…c siÄ™ na sÅ‚aby uÅ›miech. Nie byÅ‚ to najlepszy moment na brawurÄ™, ale nie dbaÅ‚ już o to.
– Nie. ZrobiÅ‚eÅ› to ty sam przy pomocy Energii Smoczego Ognia. Nie potrafisz jej jeszcze kontrolować, co mogÅ‚o ciÄ™ zabić.
Na swoje szczęście okazaÅ‚eÅ› siÄ™ dość silny – odrzekÅ‚ mężczyzna tym samym, doprowadzajÄ…cym ksiÄ™cia do szaÅ‚u chÅ‚odnym, acz racjonalnym tonem.

Drasan patrzył na niego, desperacko chcąc zachować resztkę przytomności. Wszystko, co go spotkało dzisiejszej nocy powoli układało się w logiczną całość. Do tej pory jego niezwykły dar nie objawiał się w postaci tak destrukcyjnej siły. Teraz, kiedy zdawał sobie sprawę, jak wielkie płynie z tego niebezpieczeństwo, poczuł ogromny wstyd i złość na samego siebie za to, że dał się sprowokować.
Najemniczka zeskoczyła z konia i podeszła do niego. Teraz wydawała mu się jeszcze wyższa. Książę spojrzał na nią z trudem ogniskując wzrok. Czuł się upokorzony i pokonany, a do tego był ledwie żywy. Wiedział, że to oni wygrali, ale zrozumiał jedno. Ta bitwa, pomimo że przegrana, uczyniła go jeszcze groźniejszym.
ZdobyÅ‚ nowe doÅ›wiadczenie, które nie może siÄ™ równać z nawet najlepszym treningiem. I co najważniejsze, mógÅ‚ siÄ™ poszczycić nowÄ… wiedzÄ… na temat Energi Smoczego Ognia. WiedziaÅ‚ już, jaki ma wpÅ‚yw na niego. WidziaÅ‚ jej niszczycielskÄ… potÄ™gÄ™ i rozumiaÅ‚ w jaki, zdecydowanie rozważniejszy sposób, może jÄ… wykorzystać. Zanim jednak zdecydowaÅ‚ siÄ™ na jakiekolwiek dziaÅ‚anie, poczuÅ‚ uderzenie w tyÅ‚ gÅ‚owy, które pozbawiÅ‚o go przytomnoÅ›ci.

"SMOCZA KREW CZ. I - WYBRANIEC"

(fragment) 

Drasan
Boris

"SMOCZA KREW" CZ. II 

NOWY SPRZYMIERZENIEC

(fragment)

Ponieważ nie udaÅ‚o mu siÄ™ przekonać najemniczki do pozostania w obozie, Drasan uznaÅ‚ że bezpieczniej jeÅ›li pojedzie z nim zamiast podążać za nim. Nie przewidziaÅ‚ jednak tego iż jej towarzystwo okaże siÄ™ aż takim ciężarem. Wciąż musiaÅ‚ odpowiadać na caÅ‚e mnóstwo niedorzecznych pytaÅ„ i raz po raz powtarzać niczym mantrÄ™, że wcale nie potrzebuje żadnego wsparcia żeby raz na zawsze rozprawić siÄ™ z Borisem.

– A co jeÅ›li zrani ciebie albo Velwela? – zapytaÅ‚a z charakterystycznÄ… tylko kobietom dociekliwoÅ›ciÄ….

Drasan westchnął ciężko. Nie miał już siły ani cierpliwości tłumaczyć jej po raz enty tego samego, ale nie miał wyjścia.

– Nie dopuszczÄ™ do tego drugi raz – odrzekÅ‚. – A co do Velwela, to powinniÅ›my siÄ™ cieszyć, jeÅ›li jeszcze nie jest martwy. Znam Borisa i wiem, że nie ma on ani skrupuÅ‚ów, ani tym bardziej sumienia. Pocieszam siÄ™ jedynie myÅ›lÄ…, że mógÅ‚ zastawić na mnie puÅ‚apkÄ™.

Przez chwilÄ™ panowaÅ‚a zbawienna cisza, w trakcie której mógÅ‚ po raz kolejny przeanalizować caÅ‚e zajÅ›cie. MiaÅ‚ caÅ‚kowitÄ… pewność, że Velwel wcale nie pojechaÅ‚ na polowanie. Nie należaÅ‚ do najlepszych myÅ›liwych, a poza tym tÄ™ dziaÅ‚kÄ™ zostawiaÅ‚ zwykle jemu bÄ…dź Alt'arowi. MusiaÅ‚ wiÄ™c zniknąć po to, by on i Neila zyskali chwilÄ™ sam na sam.

Zaledwie wjechali na rozległą polanę, uzyskał odpowiedź na wszystkie dręczące go pytania.

Krew znajdowała się niemal wszędzie...

Drasan zeskoczył z konia i z wyrazem głębokiego skupienia na twarzy zaczął badać odciśnięte w rozmiękłej ziemi ślady.

– Krew jest Å›wieża i wszystko wskazuje na to, że nie należy do czÅ‚owieka. Zatem Velwel żyje – poinformowaÅ‚ swojÄ… towarzyszkÄ™.

NawykÅ‚a do widoku posoki Neila również zeskoczyÅ‚a z siodÅ‚a. UklÄ™kÅ‚a w miejscu, gdzie rozlewaÅ‚a siÄ™ najwiÄ™ksza kaÅ‚uża, po czym dokÅ‚adnie przyjrzaÅ‚a siÄ™ zrytej ziemi i Å›ladom wyglÄ…dajÄ…cym na odciski Å‚ap olbrzymiego wilka.

– Ilość krwi wskazuje na to, iż ktoÅ› wykrwawiÅ‚ duże zwierzÄ™. Jelenia albo konia. WnioskujÄ™, że wlekÅ‚ je po ziemi, zostawiajÄ…c trop – powiedziaÅ‚a tonem wytrawnego tropiciela, po czym uniosÅ‚a gÅ‚owÄ™, by na niego spojrzeć. – To coÅ› w rodzaju Å›ladu z okruszków... dla ciebie.

– Dlatego dalej pojadÄ™ sam – stwierdziÅ‚ książę, podchodzÄ…c do swojego konia.

Neila nie wyraziÅ‚a nawet sÅ‚owa sprzeciwu. Najwyraźniej czuÅ‚a siÄ™ zbyt wstrzÄ…Å›niÄ™ta, by mówić cokolwiek. Jednak w jej oczach widziaÅ‚ zarówno strach, jak i troskÄ™. Sam również siÄ™ baÅ‚, bynajmniej nie o siebie, tylko o Velwela.

– WrócÄ™ – powiedziaÅ‚, starajÄ…c siÄ™ w to sÅ‚owo wÅ‚ożyć tyle przekonania, ile siÄ™ daÅ‚o, i nie czekajÄ…c na odpowiedź popÄ™dziÅ‚ konia.

Jechał powoli wiedziony nieomylnym przeczuciem, że cokolwiek postanowi, to i tak stoi na przegranej pozycji. Gaenor ostrzegał go przed Borisem. Jego zdaniem wilkołak od dawna się na niego szykował. Być może nawet nagiął, a nawet złamał rozkazy swojej Pani.

Krwawy trop wiódÅ‚ pomiÄ™dzy dwoma rozÅ‚ożystymi dÄ™bami i dalej w gÅ‚Ä…b lasu. Tam jazda okazaÅ‚a siÄ™ niemal niemożliwa, zatem książę pozostawiÅ‚ wierzchowca i ruszyÅ‚ dalej pieszo. WÄ™ch podpowiadaÅ‚ mu, że jest już blisko, gdyż palÄ…cy nozdrza trupi odór Borisa przytÅ‚oczyÅ‚ wszystkie inne wonie. Drasan szedÅ‚ dalej. UfaÅ‚ swojemu nosowi, podobnie jak w to, że Velwel wciąż żyje.

Zatrzymał się dopiero na skraju niewielkiej polany. Domyślał się, że wilkołak już go zwęszył. Musiał się jednak upewnić, że poza Velwelem są całkiem sami. Serce mu zamarło na widok przyjaciela. Zdawał się nieprzytomny i trochę pokiereszowany, ale żył.

Drasan przykucnÄ…Å‚ za pniem masywnego dÄ™bu i czekaÅ‚. Podobnie jak Boris należaÅ‚ do cierpliwych Å‚owców i w razie potrzeby umiaÅ‚ siÄ™ poruszać bezszelestnie. WiedziaÅ‚, że gdy tylko ruszy w stronÄ™ nieprzytomnego przyjaciela, wilkoÅ‚ak również opuÅ›ci swojÄ… kryjówkÄ™. Jednak zamiast robić to, co z góry przewidziane, zdecydowaÅ‚ siÄ™ zaczekać na pierwszy ruch swojego przeciwnika.

Boris byÅ‚ sam. On również. Pytanie, który z nich wykaże siÄ™ wiÄ™kszÄ… cierpliwoÅ›ciÄ….

Smoki to z reguły drapieżniki atakującymi z zaskoczenia, zatem polowanie z zasadzki nie leżało w ich naturze. Dlatego właśnie Drasan dał się zaskoczyć jak złapany w sidła zając.

Wilkołak podkradł się do niego od tyłu i od razu zaatakował. Drasan nie zdążył chociażby pomyśleć o wyciągnięciu broni, gdy otrzymał potężny cios w tył głowy. Okazał się on na tyle silny, że powalił go na kolana. Następny pewnie by go ogłuszył, ale w porę zdążył przetoczyć się po ziemi poza zasięg rąk napastnika.

SpróbowaÅ‚ wstać. Boris doskoczyÅ‚ do niego i celnym kopniakiem w bok powaliÅ‚ z powrotem na ziemiÄ™.

Drasan wypluÅ‚ z ust krew i ponownie spróbowaÅ‚ siÄ™ podnieść, ale instynkt podpowiedziaÅ‚ mu, że nie jest to zbyt dobry pomysÅ‚.

– NaprawdÄ™ myÅ›laÅ‚eÅ›, że dam ci siÄ™ podejść? – zapytaÅ‚ wilkoÅ‚ak, stajÄ…c przed nim z rÄ™kami na biodrach. Nawet w swojej ludzkiej postaci pozostaÅ‚ przerażajÄ…cy i Å›miertelnie niebezpieczny.

– Ani przez jedno uderzenie serca tak nie myÅ›laÅ‚em – odparÅ‚ książę, podnoszÄ…c wzrok i patrzÄ…c prosto w wykrzywionÄ… nienaturalnym grymasem twarz potwora. – ZastanawiaÅ‚em siÄ™ za to, jak bÄ™dzie siÄ™ prezentowaÅ‚ twój Å‚eb na Å›cianie mojej komnaty, kiedy już ci go zetnÄ™.

Boris wyszczerzył zęby w uśmiechu, odsłaniając długie kły.

– Nadal jesteÅ› hardy – powiedziaÅ‚. – Przypominasz twoja matkÄ™ w ostatnich chwilach jej życia, kiedy to pluÅ‚a mi w twarz – dodaÅ‚ z bÅ‚yskiem w oku.

SheardoÅ„czyk nawet nie drgnÄ…Å‚, pomimo tego że te sÅ‚owa sprawiaÅ‚y mu ból. ZacisnÄ…Å‚ zÄ™by i zmusiÅ‚ siÄ™ do spojrzenia prosto w gorejÄ…ce czerwieniÄ… oko.

– Nie lżyj pamiÄ™ci mojej matki – odrzekÅ‚, starajÄ…c siÄ™ panować nad gÅ‚osem. WewnÄ…trz jednak szalaÅ‚ z wÅ›ciekÅ‚oÅ›ci. – Obaj wiemy, że to siÄ™ może skoÅ„czyć tylko w jeden sposób. To sprawa miÄ™dzy tobÄ… a mnÄ…, wiÄ™c nie mieszaj do tego innych.

– Chodzi o tego chuderlawego chÅ‚opaczka? – zapytaÅ‚ wilkoÅ‚ak, a pogarda dźwiÄ™czÄ…ca w jego gÅ‚osie sprawiÅ‚a, że Drasan caÅ‚y siÄ™ zjeżyÅ‚. – MiaÅ‚em zamiar zostawić go sobie na deser, po tym jak już skoÅ„czÄ™ z tobÄ…. – Ponownie siÄ™ uÅ›miechnÄ…Å‚.

Drasan pomyÅ›laÅ‚, że ten uÅ›miech musiaÅ‚ wywoÅ‚ywać atak paniki u jego ofiar. Jednak on nie należaÅ‚ do ofiar, już nie. Boris mógÅ‚ przewidzieć niemal wszystko, poza jego zamiarami.

W mgnieniu oka skupił się i przywołał moc, stawiając pomiędzy sobą a wilkołakiem ognisty mur. To mu dało chwilę na zastanowienie. Nadal pozostawał stanowczo zbyt słaby, by wytworzyć coś ponadto.

Jednak następny dźwięk, jaki usłyszał zmroził go do szpiku kości. Okazał się nim krzyk, a właściwie nieludzkie wycie torturowanego człowieka.

Boris jednak nie działał sam.

– Obawiam siÄ™, że nie mam dziÅ› dość cierpliwość żeby znosić twoje gierki – warknÄ…Å‚ potwór. – Dam ci jednak ostatniÄ… szansÄ™, smoczy bÄ™karcie. SkoÅ„cz z magicznymi sztuczkami i poddaj siÄ™, a może oszczÄ™dzÄ™ chÅ‚opaka.

Drasan warknął sfrustrowany. Nie miał wyjścia, musiał przystać na warunki Borisa. Wiedział tylko jedno: nie da się ponownie zaprowadzić prosto w krwawe szpony Dhalii. Nie tym razem.

Po dłuższej, pełnej napięcia chwili ciszy obniżył płomienie na tyle, by spojrzeć w twarz Borisa. Wilkołak nie wydawał się zaskoczony jego reakcją.

– Poddam siÄ™ jeÅ›li przysiÄ™gniesz, że Velwel odejdzie wolny – powiedziaÅ‚ Drasan.

Boris przez chwilę udawał, że się namyśla. Po chwili odrzekł:

– KuszÄ…ca oferta… Jest jednak maleÅ„ki szczegóÅ‚, o którym zapominaÅ‚em wspomnieć. – UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ paskudnie. – Dziewczyna.

Na to sÅ‚owo z gÅ‚Ä™bi gardÅ‚a póÅ‚-smoka dobiegÅ‚ stÅ‚umiony syk.

– Dostaniesz jÄ… po moim trupie! – syknÄ…Å‚ przez zaciÅ›niÄ™te zÄ™by.

Boris zaśmiał się ochryple.

– Na to bym chÄ™tnie przystaÅ‚ – stwierdziÅ‚ cicho. – Niestety, nie jestem panem wÅ‚asnego losu – dodaÅ‚, nie patrzÄ…c na Drasana.

– WiÄ™c przekaż to tej wywÅ‚oce. – warknÄ…Å‚ mÅ‚odzieniec. Nie docieraÅ‚o jeszcze do niego sedno wypowiedzianych przez wilkoÅ‚aka sÅ‚ów. – PrÄ™dzej sam siÄ™ zabijÄ™, niż pozwolÄ™ siÄ™ z powrotem uwiÄ™zić.

Nie wiedział nawet, że automatycznie przyjął postawę gotowości do walki. Po jego ciele zaczynały już pełzać płomienie, a krew buzowała w żyłach. Gdyby nie działanie gaudalum, starłby Borisa na proch razem z całym tym przeklętym lasem.

StojÄ…cy naprzeciwko wilkoÅ‚ak również stanÄ…Å‚ na ugiÄ™tych nogach, a z jego gardÅ‚a popÅ‚ynÄ…Å‚ warkot. Nagle jednak zmieniÅ‚ zdanie, bowiem jego gibkie ciaÅ‚o zwiotczaÅ‚o, a usta rozciÄ…gnęły siÄ™ w paskudnym uÅ›miechu.

– Chcesz ukÅ‚adu? – zapytaÅ‚ gÅ‚osem Dhalii, Å‚ypiÄ…c na mÅ‚odzieÅ„ca czerwonym okiem. – ProszÄ™ bardzo. ProponujÄ™ jednÄ… czystÄ… walkÄ™ bez magii. Pojedynek miÄ™dzy tobÄ… a Borisem. Zasady sÄ… proste: ten, który pierwszy padnie, przegrywa.

– Od kiedy to walczysz czysto? – zapytaÅ‚ Drasan.

– Po prostu dajÄ™ ci szansÄ™ – odrzekÅ‚a Dhalia z szerokim uÅ›miechem, co w wykonaniu sÅ‚ugi, którego kontrolowaÅ‚a wyglÄ…daÅ‚o makabrycznie. – JeÅ›li wygrasz, ty i twoi towarzysze odejdziecie wolno. JeÅ›li przegrasz, cóż… Wówczas dobrowolnie oddasz siÄ™ w moje rÄ™ce.

– A co jeÅ›li odmówiÄ™? – zapytaÅ‚ Drasan.

Wargi Borisa rozchyliły się w paskudnym grymasie.

– Wtedy z twojego towarzysza nie zostanie nawet tyle, byÅ› miaÅ‚ co pochować.

– Zatem nie mam wyboru – odrzekÅ‚, wiedzÄ…c że jest w potrzasku. Cokolwiek postanowi, Velwel i tak zginie.

Zawsze jest jakiÅ› wybór – usÅ‚yszaÅ‚ natarczywy szept. – Musisz tylko dokonać wÅ‚aÅ›ciwego.

PosÅ‚aniec losu. Oto kim jestem – pomyÅ›laÅ‚ z goryczÄ…, siÄ™gajÄ…c po miecz.

Kawał stali zaciążył mu dziwnie w ręku, gdy przyjmował wyuczoną postawę. Walka od zawsze była jego żywiołem. Z mieczem w ręku czuł się panem swojego losu. Tym razem okazało się całkiem inaczej.

Miecz wydał się nagle ciężki i nieporęczny. Jeszcze nigdy nie czuł czegoś takiego tuż przed walką. To tak, jakby wszystko w nim krzyczało, by tego nie robił.

Tymczasem Boris wyciÄ…gnÄ…Å‚ już wÅ‚asne ostrze: czarne, matowe i zÅ‚owrogie. Miecz ciężki, dwurÄ™czny, przystosowany do ciosów znad gÅ‚owy. Jednak wilkoÅ‚ak wydawaÅ‚ siÄ™ posÅ‚ugiwać tÄ… nieporÄ™cznÄ… broniÄ… jak wytrawny szermierz. On również przyjÄ…Å‚ już postawÄ™ i jakby dla rozgrzewki zamarkowaÅ‚ kilka prostych cięć.

Drasan poczuÅ‚ siÄ™ idiotycznie z mieczem, który choć zawsze do niego należaÅ‚, teraz wydawaÅ‚ mu siÄ™ obcy. Dawniej zabójczy w jego rekach, teraz zdawaÅ‚ siÄ™ równie nieporÄ™czny co metalowy prÄ™t. SpróbowaÅ‚ oczyÅ›cić umysÅ‚, tak jak zawsze przed walkÄ…, jednak tym razem w jego myÅ›lach panowaÅ‚ chaos. RozpoczÄ™cie walki w takim stanie równaÅ‚o siÄ™ samobójstwu.

– Gotowy? – zapytaÅ‚ Boris, uÅ›miechajÄ…c siÄ™ zÅ‚owieszczo.

Cóż za idiotyczne pytanie! OczywiÅ›cie, że nie czuÅ‚ siÄ™ gotowy!

Mimo to zwinął mieczem młyńca i po raz pierwszy przed pojedynkiem skłamał:

– Gotowy.

To najgorsze możliwe posunięcie, ale nie miał innego wyjścia.

Wreszcie stanÄ™li naprzeciwko siebie, zbrojni jedynie w miecze. Tylko jeden mógÅ‚ wyjść z tego starcia żywym i obaj doskonale o tym wiedzieli. ZaczÄ™li siÄ™ okrążać niczym dwa szykujÄ…ce siÄ™ do walki tygrysy. Drasan posuwaÅ‚ siÄ™ powoli tanecznym krokiem, stopa za stopÄ…. Po drugiej stronie to samo czyniÅ‚ Boris. JednoczeÅ›nie unieÅ›li miecze i skoczyli ku sobie. Stal szczÄ™knęła donoÅ›nie.

Książę nie czuÅ‚ siÄ™ sobÄ…. Z trudem sparowaÅ‚ ciÄ™cie tego wielgachnego miecza. Gdyby nie to, Boris przerÄ…baÅ‚by go na póÅ‚. OdskoczyÅ‚, usiÅ‚ujÄ…c na nowo zÅ‚apać stary rytm, ale wilkoÅ‚ak nie zamierzaÅ‚ mu na to pozwolić. DoskoczyÅ‚ do niego, unoszÄ…c miecz wysoko nad gÅ‚owÄ…. MÅ‚odzieniec sparowaÅ‚ z wielkim trudem. SiÅ‚a ciosu niemal powaliÅ‚a go na kolana.

Drasan odepchnÄ…Å‚ przeciwnika i zawirowaÅ‚ w piruecie. To zagranie okazaÅ‚o siÄ™ bÅ‚Ä™dem. WilkoÅ‚ak raz jeszcze wykazaÅ‚ siÄ™ zarówno szybkoÅ›ciÄ…, jak i sprytem. WywinÄ…Å‚ siÄ™ w uniku, tak iż cios majÄ…cy odrÄ…bać mu obie nogi trafiÅ‚ w powietrze. WytrÄ…cony z równowagi książę zachwiaÅ‚ siÄ™, co wystarczyÅ‚o jego przeciwnikowi do zadania paskudnego sztychu, który to przebiÅ‚ mu prawy bark.

PóÅ‚-smok zaryczaÅ‚ z wÅ›ciekÅ‚oÅ›ci i bólu. Takie bÅ‚Ä™dy popeÅ‚niaÅ‚ w dalekiej przeszÅ‚oÅ›ci, gdy walczyÅ‚ ze swoim mistrzem na drewniane kije i jedyne obrażenia, jakich doznawaÅ‚, to otarcia i siÅ„ce. Teraz mógÅ‚ walczyć tylko lewÄ… rÄ™kÄ…. Wynik starcia zostaÅ‚ przesÄ…dzony.

Po raz pierwszy poczuÅ‚ strach. JeÅ›li przegra – a jest to wiÄ™cej niż pewne – bÄ™dzie musiaÅ‚ poÅ›wiecić życie Velwela albo dotrzymać umowy i oddać siÄ™ w rÄ™ce czarownicy. Obie z tych opcji zdawaÅ‚y siÄ™ na równi przerażajÄ…ce. Nie mógÅ‚ jednak tak Å‚atwo siÄ™ poddać. Nie, dopóki jest w stanie ustać na nogach i unieść miecz.

Boris uśmiechnął się tryumfalnie.

– Spokojnie, skoÅ„czymy szybko – rzekÅ‚.

Drasan zaryczaÅ‚ z wÅ›ciekÅ‚oÅ›ci. Nagle jego ruchy straciÅ‚y pÅ‚ynność, rana w ramieniu goiÅ‚a siÄ™ powoli, nadal jednak nie odzyskaÅ‚ w nim peÅ‚nej sprawnoÅ›ci. Potwór zaatakowaÅ‚ Å‚atwym do przewidzenia ciosem z póÅ‚obrotu. PóÅ‚-smok wykonaÅ‚ unik i przypuÅ›ciÅ‚ kontratak, ale przeciwnik sparowaÅ‚ bez wiÄ™kszego trudu. OkazaÅ‚ siÄ™ dla niego za szybki. ChciaÅ‚ co rychlej skoÅ„czyć tÄ™ mÄ™czÄ…cÄ… walkÄ™ i wiedziaÅ‚ jak. LiczyÅ‚ na to, że mÅ‚odzieniec na moment straci koncentracjÄ™, co przesÄ…dzi o jego przegranej.

Książę ponownie wywinÄ…Å‚ siÄ™ w uniku, o wÅ‚os unikajÄ…c morderczego ostrza. OdskoczyÅ‚ i zaatakowaÅ‚ raz jeszcze, celujÄ…c w nogi. ChciaÅ‚ to zakoÅ„czyć, nim do reszty straci siÅ‚y. Jak dotÄ…d nie udaÅ‚o mu siÄ™ nawet zadrasnąć wilkoÅ‚aka. Ten atak staÅ‚ siÄ™ aktem desperacji. I znowu trafiÅ‚ powietrze. Boris wykonaÅ‚ salto do tyÅ‚u i wylÄ…dowaÅ‚ w póÅ‚przysiadzie.

PóÅ‚-smok warknÄ…Å‚, obnażajÄ…c zÄ™by.

Prawe ramiÄ™ rwaÅ‚o go nieprzyjemnie. MusiaÅ‚ coÅ› zrobić albo przegra. I wówczas przyszÅ‚o rozwiÄ…zanie. Boris miaÅ‚ tylko jedno oko, co znacznie ograniczaÅ‚o jego pole widzenia. Aby wygrać, musiaÅ‚ wykorzystać ten fakt na swojÄ… korzyść.

WilkoÅ‚ak posiadaÅ‚ przewagÄ™ szybkoÅ›ci i siÅ‚y. Drasan zyskaÅ‚ tylko jednÄ… jedynÄ… szansÄ™ na to, by trafić w miejsce, które zapewni mu zwyciÄ™stwo.

Z ta myÅ›lÄ… wyprostowaÅ‚ siÄ™ i raz jeszcze przyjÄ…Å‚ postawÄ™, ignorujÄ…c ból w ramieniu. Boris od razu do niego doskoczyÅ‚. Wymienili kilka ciosów, przy czym ostatni niemal zgruchotaÅ‚ ksiÄ™ciu lewy bark. I wówczas mÅ‚odzieniec zawirowaÅ‚, ostrze Å›wisnęło w powietrzu rozcięło ramiÄ™ jego przeciwnika. Potwór zachwiaÅ‚ siÄ™. Choć już zaczęła siÄ™ przyspieszona regeneracja, rana znacznie go osÅ‚abiÅ‚a.

I właśnie ten moment wystarczył Drasanowi na zadanie ostatecznego ciosu. Tym razem celował w nogi. Klinga świsnęła złowrogo, po czym rozcięła jego lewe udo. Trysnęła fontanna krwi, a pod wilkołakiem ugięły się kolana.

Walka została skończona.

Drasan przystawił ociekające krwią ostrze do gardła swojego zaprzysięgłego wroga. W żyłach pulsowała mu wieloletnia nienawiść do tego potwora. Jednak kiedy Boris utkwił w nim swoje jedyne oko, ten zawahał się.

– No dalej! – zachÄ™caÅ‚ go wilkoÅ‚ak. – ZakoÅ„cz to. Moje życie to i tak jedna wielka udrÄ™ka.

Rezygnacja w jego głosie sprawiła, że książę mimo woli zaczął go żałować. Boris nie cieszył się wolnością, jego życie należało do Dhalii. Nie posiadał wolnej woli.

PatrzÄ…c na swojego Å›miertelnego wroga, Drasan po raz kolejny siÄ™ wahaÅ‚. WiedziaÅ‚, że Boris to bestia i należy go zabić, ale jakoÅ› nie mógÅ‚ siÄ™ na to zdobyć. Pomimo palÄ…cej mu trzewia nienawiÅ›ci nie potrafiÅ‚ zadać Å›miertelnego ciosu temu strzÄ™powi żywej istoty.

Drasan

bottom of page